W piątek pojechałam na rynek po warzywa i sadzonki.Jako że ja zwierzolubny ludź lubię popatrzyć na kurki czy taż kaczuszki.Moją uwaę jednak przykuło coś innego.Z daleka widziałam że facet coś przerzuca niczym wory z kartoflami.Podeszłam i moim oczom ukazły się małe króliczki.
-Pani kupi na pasztet,to ja na to że nie lubię pasztetu.-To czapkę.I krew mnie zalała.Zamiast jedzenia przywiozłam do domu coś do tulenia.Przedtem poleciałam do przychodni na przegląd.Towarzystwo zaszczepione.Troszkę niedożywione,ale postawimy na nogi ,to znaczy na łapy.
i na koniec upał doskwierał to my padliśmy,pomimo że klima chłodziła.
Adaś padł
Do miłego.
Sliczne kroliki...
OdpowiedzUsuńA upal faktycznie dziś był okropny.
A jak fundusze na wózek, spływają?
OdpowiedzUsuńjest 200zł
UsuńPiękne klapouchy :)
OdpowiedzUsuń