środa, 10 kwietnia 2013

Wreszcie

oddech,kicia dochodzi do siebie.Pani doktor powiedziała że się wygrzebie i zdziwiona była że kocina wykaraskała się z choroby,myślała o eutanazji po tym jak ją przywiozłam na wizytę.chuda się zrobiła ale nadrobimy trudno się dziwić wirus zafundował Kiziuni nadżerki na języku,  podniebieniu i nosku,teraz sama otwiera dziobek jak wróbelek kiedy widzi łyżkę z jedzonkiem.Sama też próbuje jeść i jakoś w tandemie dajemy radę.Jeszcze nie widziałam takiej woli życia u kota,coś niesamowitego.Teraz czeka mnie następne wyzwanie jutro pokarzę,ja to jestem nienormalna jakaś,no cóż widać tacy ludzie też muszą być dla urozmaicenia gatunku.Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Hmm... dobrze, że jest coraz lepiej :))
    A co do ludzi, to różnych świat potrzebuje hehe :))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co to było w ogóle ?
    Jakaś kalciwiroza ??
    Kciuki nadal trzymam...
    Ale chyba będzie dobrze...

    OdpowiedzUsuń